TelefonySamsung Galaxy S5660 Gio – test

Maciej Kulesa26 czerwca 2011129 min

Ostatnio namnożyło się w internecie dyskusji dotyczących dwóch najnowszych produktów Samsunga, tym razem smartfonów plasujących się teoretycznie powyżej dolnej półki, lepszych od Galaxy i5500 czy i5800, ale słabszych od obu wersji Galaxy S. Mowa oczywiście o modelach Galaxy S5830 Ace i Galaxy S5660 Gio – i ten drugi akurat wpadł mi w ręce, nie mogłem się oprzeć i pobawiłem się nim na tyle długo, by wyrobić sobie opinię.

Zarówno Ace, jak i Gio, to smartfony dysponujące procesorem 800 Mhz oraz ekranami o rozdzielczości HVGA, czyli znanej wszystkim posiadaczom trzech pierwszych generacji iPhone’ów 320×480 pikseli. I to są pierwsze plusy urządzenia, gdyż przy tej rozdzielczości możemy mówić o w miarę wygodnym przeglądaniu internetu bezpośrednio ze smartfona, a przy tak szybkim procesorze nawet nie napotkamy na zbyt wiele lagów podczas tej czynności. Do tego mamy 278 MB pamięci RAM dostępnej dla użytkownika oraz znacznie mniej, bo zaledwie niecałe 200 MB pamięci ROM. Rzecz jasna urządzenie obsługuje typowe karty microSD, więc tę pamięć sobie łatwo zwiększymy, nawet do 32 GB.

Ekran w Gio ma przekątną 3.2 cala, czyli taką samą jak słynny HTC Legend, Wildfire, czy bezpośredni protoplasta Ace’a i Gio – Samsung Galaxy Spica (i5700). Wiadomo, że przy tej wielkości można zapomnieć o ogromnym komforcie przeglądania internetu, nawet mimo akceptowalnej rozdzielczości. Jest ok, ale trzeba przyznać, że z początku do rozmiaru ekranu trzeba się przyzwyczaić, zwłaszcza po przejściu z urządzenia z wyświetlaczem większym. Podobnie trzeba przyzwyczaić się do matrycy, zbudowanej w niemłodej technologii TFT. Ktoś, kto po Gio sięgnął by w świat smartfonów dopiero wejść, lub ktoś o stosunkowo niewielkich wymaganiach będzie zadowolony, ale wszyscy, którzy widzieli w akcji Super AMOLED czy chociażby Super LCD poczują się rozczarowani.

Rozmiar ma znaczenie także podczas innych czynności, jak chociażby pisanie SMSów czy maili. Chodzi oczywiście o wielkość klawiatury, i tu warto dodać, że klawiatura Samsunga jest także znacznie słabsza od tej, którą pamiętam z produktów HTC. Ale jest także plus – podobnie jak w większości ostatnich modeli Samsunga, i tu mamy wbudowaną już na starcie klawiaturę Swype, która jest na pewno najszybszą, a według mnie i najprzyjemniejszą metodą wpisywania tekstu na ekranach dotykowych, jaka dotychczas powstała. Używając Swype rozmiar ekranu traci znaczenie, przynajmniej podczas używania klawiatury.

Dodanie Swype’a jest plusem, ale znajdziemy w urządzeniu także i minusy. Pierwszy z nich zostanie ujawniony podczas przeglądania internetu. Jest to czynność, jak już wspomniałem, szybka i przyjemna… ale jak się okazuje nie tylko dzięki zastosowaniu 800 Mhz-owego procesora i rozdzielczości HVGA. Szybkość przewijania stron oraz doskonała reakcja na dotyk i wielodotyk spowodowane zostały także przez brak obsługi flasha. Coś za coś – tani telefon z szybką przeglądarką, ale za to bez obsługi elementów flash. Mi to pasuje, jest w pewien sposób sprawiedliwe, choć wszyscy, którzy bawili się dłużej mocniejszymi urządzeniami z Androidem poczują, jakby im czegoś brakowało. Podobnie jak w przypadku iPhone’a, strony z flashem wyświetlają w miejsce animacji charakterystyczny klocek, uświadamiający nam, że czegoś tu brakuje…

Na chwilę obecną Galaxy Gio pracuje w oparciu o wersję 2.2.1 systemu Android, czyli Froyo. Bardzo dobrą wieścią dla wszystkich potencjalnych nabyców jest jednak oficjalna zapowiedź Samsunga, informująca o przygotowaniu dla telefonu wersji 2.3 Gingerbread, podobnie zresztą jak dla Galaxy Ace i Mini. Na system została nałożona autorska nakładka koreańskiego producenta zwana Touch Wiz, którą znamy z wielu już modeli tej firmy. Sprawuje się ona doskonale, obsługa jest bardzo wygodna. Zgadzam się w zupełności z wieloma użytkownikami smartfonów opartych o platformę Android, iż jest to druga najwygodniejsza i najładniejsza nakładka na system jaka istnieje – po HTC Sense, do której Samsungowemu Touch Wizowi jednak jeszcze sporo brakuje. Za to Touch Wiz nie zjada tyle pamięci RAM, co HTC Sense, co znowu przekłada się na prędkość telefonu. W przypadku Gio i Ace’a na pewno nie będzie takich cyrków z aktualizacją, jak ostatnio miały miejsce w przypadku HTC Desire, który właśnie z powodu owej nakładki miał jakoby aktualizacji nie dostać… a jeśli dostanie, to pewnie bez HTC Sense, lub ze starą wersję nakładki.

W telefonie zaimplementowano aparat fotograficzny o matrycy 3.2 megapiksela, co jest dość niewielkim, jak na obecne czasy, rozmiarem. Brakuje także lampy błyskowej – wszystko, byle smartfon był tańszy od konkurencyjnego HTC Wildfire S. Rozdzielczość wideo, jakie Gio jest w stanie nakręcić jest także kosmicznie beznadziejna, mianowicie maksymalnie 320×240 pikseli, co nadaje się tylko i wyłącznie na film dorzucony do wiadomość MMS, wszak nawet na YouTube w dzisiejszych czasach film w takiej jakości wrzucać wstyd. Na szczęście jakość zdjęć jest zadowalająca. Niestety nie jest taki odtwarzacz muzyczny. Nigdy nie zapomnę jakości, jaką oferował Samsung Wave, na którym muzyka brzmiała lepiej niż na iPodzie Touch. W Galaxy S już tak wspaniale nie było, ale wbudowany odtwarzacz Samsunga i tak doskonale się spisywał. W przypadku Gio czeka nas niestety rozczarowanie – player co prawda posiada equalizer i oferuje bajery takie jak podgląd okładek, pełny odczyt tagów i inne w dzisiejszych czasach standardy. Jakość dźwięku jednak jest bardzo słaba, słuchając swoich ulubionych mp-trójek nieraz odniesiemy wrażenie uszkodzenia plików muzycznych, gwałtownego zgłaśniania/sciszania podczas co bardziej energicznych momentów… Krótko mówiąc: w Galaxy Gio trzeba porządny odtwarzacz muzyczny doinstalować z Android Market, co będzie wiązało się z wydaniem pewnej sumy pieniędzy, wszak te naprawdę dobre darmowe nie są.

Jak widać, Galaxy Gio póki co najlepszym smartfonem się nie okazał. Dotychczas wymienione wady w pewnym stopniu równoważą zalety, ale prawda o urządzeniu wychodzi na jaw dopiero po kilku dniach używania smartfona. Galaxy Gio w obecnej chwili, z softem 2.2.1 zmodyfikowanym przez Samsunga posiada bowiem prawdziwego buga, który odrzuci wielu użytkowników. Jest nim niedopracowany mechanizm łączności wi-fi, która dopóki sieci bezprzewodowej używamy, sprawuje się znakomicie. Jednak w momencie odłożenia smartfonu na półkę pojawia się problem – jest jakiś błąd w wybudzaniu Gio z uśpienia, przez informowanie użytkownika o nowej poczcie email czy wiadomości na Facebooku czy innym portalu społecznościowym. Otrzymanie SMSa lub połączenia głosowego nie powoduje żadnych nieprzyjemnych niespodzianek, lecz gdy telefon ma informować o zdarzeniu typowo “sieciowym”, nagle… pada. Ekran pozostaje czarny, jakby telefon się wyłączył, jeśli jednak na niego zadzwonimy, słychać sygnał dostępności. Nie ma innej metody odzyskania utraconego panowania nad smartfonem, jak przez wyjęcie baterii. Jak za starych czasów, gdy wiele smartfonów potrafiło się zawiesić od zwykłego używania. Rozwiązanie problemu? Banalne, ale równie beznadziejne – wyłączenie wi-fi. Gdy telefon korzysta z sieci komórkowej takie cuda się nie zdarzają. Oczywiście telefon nie zawiesza się od razu, przez jakiś czas jest w stanie się budzić przy powiadomieniach, ale podczas moich testów zawieszenie występowało równo raz na 24 godziny. Po sieci krążą słuchy, jakoby była szansa na rozwiązanie problemu przez ustawienie w zaawansowanych opcjach wi-fi stałego dostępu do hotspotu. Cóż, niestety nie mogłem tego sprawdzić sam, musiałem telefon oddać i porządnie tej opcji nie przetestowałem.

Niestety nieszczęścia chodzą parami, i szybko okazało się, że zawieszanie się przy powiadomieniach wi-fi  to nie jedyny bug urządzenia. Galaxy Gio po paru dniach używania zamiast stawić opór tezie, jakoby niedrogie smartfony były równie mało awaryjne, choć o słabszych parametrach od ich lepszych braci, tezę ową potwierdza. Nie dość, że wi-fi już nie działa tak, jak powinno, to jeszcze czasem zupełnie się zawiesza, uniemożliwiając włączenie usługi sieci bezprzewodowej. Widżet i przycisk wi-fi na pasku powiadomień nie reagują, a wejście do ustawień skutkuje wyświetleniem się przy opcjach wi-fi słowa “error”. Rozwiązanie? Wyłączenie i włączenie telefonu, a wykonując tę czynność czujemy się jak nie przy systemie Android, a Windows… jeśli w ogóle mamy okazję zrobić to ręcznie, gdyż znacznie częściej klikanie widżetu wi-fi czy ręczne sieci uruchamianie w opcjach podczas owego “erroru” samo z siebie urządzenie resetuje.

Ostatnim wreszcie błędem, którego nie da się przewidzieć z samej specyfikacji, jest zdarzająca się czasem, na szczęście rzadko, utrata panowania nad ekranem. Wykonując operacje w tle jest sprawą oczywistą, że telefon sporą część mocy obliczeniowej traci, i odzyskuje dopiero gdy owe operacje zostaną wykonane, zbędne aplikacje usunięte, aktualizacje zainstalowane i tak dalej. Jednak w przypadku Gio nie odczuwamy jedynie spowolnienia urządzenia. Okazuje się bowiem, że nawet przesuwanie pulpitów jest wówczas uniemożliwione, lub przynajmniej bardzo utrudnione. W moim przypadku każde dotknięcie ekranu wywoływało widżet Google Search, obojętnie czy ów widżet znajdował się na ekranie, czy też nie. Dopiero po chwili smartfon jako tako odzyskał panowanie nad sobą.

Samsung Galaxy Gio mógłby być świetnym przykładem autentycznie niedrogiego smartfonu, oferującego jednak znaczną jakość korzystania. Szybki procesor i może nie porządna, ale na pewno akceptowalna rozdzielczość ekranu przy tej cenie to okazja, jakich dotychczas na rynku smartfonów z Androidem wiele nie było. Brak flasha, mocniejszego aparatu a nawet słabej rozdzielczości kręconego wideo i kiepski odtwarzacz muzyczny bym Samsungowi wybaczył. Ba, wybaczyłbym nawet błąd z ekranem, wariującym podczas wykonywania czynności systemowych – wszak wówczas i tak świadomy użytkownik nie robi nic innego, poza oczekiwaniem na zakończenie obecnych procesów. Ale błędu z wi-fi wybaczyć nie potrafię, nawet mimo dużej sympatii do producenta, który w przeciwieństwie do największej konkurencji – HTC – wycenia swoje produkty rozsądnie. Telefon ma się zawiesić tylko dlatego, że jak każdy normalny człowiek w domu mam stale włączone wi-fi, w celu zaoszczędzenia tych paru złotych miesięcznie? Mam sieć bezprzewodową w urządzeniu wyłączać, bo jak tego nie zrobię następuje krach, z częstotliwością raz na dobę? Ponadto mimo wyłączania wi-fi i tak co kilka dni usługa się zawiesi, i nie obejdzie się bez ponownego uruchomienia smartfona? Nie, to stanowczo zbyt wiele, nawet gdyby Gio był za darmo, przy tego typu błędach nie dałoby się go używać. Zadowoleni z tego modelu będą tylko i wyłącznie ci, którzy w domu sieci bezprzewodowej nie posiadają, i nie używają jej wcale, lub jedynie czasem, okazyjnie. Ci będą mieli dobre i niedrogie urządzenie multimedialne. Reszta niestety dostała bubel i mam wielką, gorącą nadzieję, że producent usłyszy głosy niezadowolonych użytkowników (a jest ich sporo) i przy aktualizacji do Androida Gingerbread poprawi wadliwość obsługiwania wi-fi, jeśli oczywiście winą jest soft, a nie konstrukcja urządzenia. Wówczas Gio będzie całkiem sympatycznym smartfonem dla mniej wymagających użytkowników, a póki co jest niczym, jak po prostu porażką, sporym błędem, za który Samsungowi przyjdzie tak czy siak w przyszłości odpokutować.

Gościnny wpis Pablos

One comment

  • Maciek

    17 lutego 2012 at 12:19

    Potwierdzam objaw z wieszaniem się podczas korzystania z wifi na Samsungu Ace, wersja Androida 2.2.3 Gingerbread, także niestety nowszy soft nic nie zmienił.

    Reply

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Related Posts

{{ image }}

{{ title }}

{{ date }} {{ comments }}
{{ readingtime }} {{ viewcount }}
{{ image }}

{{ title }}

{{ date }} {{ comments }}
{{ readingtime }} {{ viewcount }}
{{ image }}

{{ title }}

{{ date }} {{ comments }}
{{ readingtime }} {{ viewcount }}